W słowińskiej zagrodzie

cztery tygodnie na przełomie lipca i sierpnia, od wtorku do niedzieli, w godz. 10.00 – 16.00

W tym czasie odbywają się prezentacje zajęć, pozwalające dostrzec zmiany warunków życia mieszkańców Kluk, jakie zachodziły w latach 1917 – 1950, tj. w czasie jaki przedstawiają wnętrza muzealnych zagród. W rybackich izbach z 1917 roku ubija się masło w kierzynce i gotuje kartoflankę, przędzie nici na kołowrotku i tka krajki na deseczkach, kręci powrozy, szyje sieci rybackie i wyplata kosze.

W zagrodzie z lat 30., gdzie mieszkała wielopokoleniowa rodzina, prezentuje się zajęcia świadczące o wyższym już poziomie życia na wsi słowińskiej, na który wpłynął rozwój rolnictwa i postęp techniczny. Tu szyje się odzież na maszynie krawieckiej, pierze dzwonem, smaży się drożdżowe wafle i robi twaróg, poza tym dłubie się klumpy dla konia i melioruje teren.

W dwurodzinnej zagrodzie, pokazującej wnętrza słowińskiego mieszkania z lat 40. i mieszkania osadników wileńskich z lat 50., wykonuje się domowe i przyzagrodowe zajęcia tworzące ówczesną rzeczywistość wiejską. Oprócz zapraw domowych i dań charakterystycznych dla przybyłych na te tereny osadników robi się koronki, prasuje żelazkiem z duszą i żelazkiem na węgiel, kopie się torf i miele zboże w żarnach.

Niedzielne aranżacje wnętrz, niecodzienne przysmaki, potańcówka przy harmonii oraz dawne dziecięce zabawy zagoszczą w Klukach w każdą niedzielę podczas trwania wydarzenia „W słowińskiej zagrodzie”.

Dzień świąteczny w słowińskich Klukach był przede wszystkim czasem wytchnienia od ciężkiej pracy, a także okazją do zjedzenia czegoś lepszego, czego na co dzień nie było. Świąteczny dzień rozpoczynał się śniadaniem lepszym niż zwykle, z jajecznicą, deską z wędlinami i świeżo paloną kawą. Ta świąteczna kawa miała domieszkę prawdziwej, bo na co dzień piło się czysto zbożową kawę. Odwiedzając w niedzielę muzeum w Klukach będzie można zobaczyć taki świątecznie nakryty śniadaniowy stół. Oprócz tego pokaz palenia kawy oraz degustacja świeżo palonej i mielonej kawy zbożowo-naturalnej.

Klukowianie z powodu dużej odległości rzadko uczestniczyli w nabożeństwach w kościele, ale za to niedzielne przedpołudnie rodzina spędzała na wspólnych modlitwach. A po południu, po zjedzeniu obiadu, często z mięsem, był jeszcze czas na kobiece pogawędki przy drożdżowych waflach i babkach, męskie spotkania przy kartach, a czasem również potańcówki przy muzyce, czyli przy dźwiękach harmonii.

W niedzielę i dzieci mogły swobodnie się pobawić, nie trzeba było iść do szkoły, mniej było też pracy w gospodarstwie, dlatego obok zagrody Josta i Klicka odbywają się dawne zabawy i gry dziecięce.

Życie w gospodarstwie jednak nie zamierało. Rybacy nie wypływali na połów, ale wiele czynności na wsi trzeba było wykonać również w niedzielę, przede wszystkim zająć się zwierzętami. Niektórzy z nudów zajmowali się tym, co lubili: dziewczyny tkały krajki, starsi robili miotły albo naprawiali sieci.